Gdy jedenastoletnia Hermiona Granger otwierała zapieczętowany list z Hogwartu, jeszcze nie wiedziała, jak bardzo zmieni to jej życie.
Nie wiedziała, że zaprzyjaźni się z chłopcem, którego przeznaczeniem będzie zabić najpotężniejszego czarnoksiężnika wszech czasów. Nie wiedziała, że weźmie udział w wojnie, która pochłonie setki ofiar. Nie wiedziała, że odegra wielką rolę w budowie nowego świata i będą o niej pisać książki.
Jedenastoletnia Hermiona Granger nie życzyła sobie takiej przyszłości. A jednak ona nadeszła, nie pytając jej o zdanie i nie prosząc o pozwolenie.
Jedenastoletnia Hermiona Granger życzyła sobie miłości.
Była uważana za kujonkę, uwielbiała czytać książki i przenosić się dzięki nim w inne światy. I w głębi jej serca – jeszcze nieco dziecięcego – jedyne czego naprawdę pragnęła, to pokochać kogoś z całych sił i usłyszeć, że ten ktoś kocha ją równie mocno. Tak samo jak we wszystkich opowieściach, które namiętnie czytała.
Miłość, której sobie życzyła, również nadeszła, nie pytając jej o zdanie, ani pozwolenie.
Hermiona bowiem pokochała ostatnią osobę, którą według zdroworozsądkowego człowieka mogłaby kochać. Przez wiele miesięcy próbowała sobie wmówić, że to przecież niemożliwe. Starała się wygnać to palące uczucie ze swojego serca, choć w głębi duszy wiedziała, że tej walki nigdy nie wygra.
Wszystko to robiła jednak tylko z jednego powodu, a był nim strach.
Była przerażona, że Draco Malfoy, którego kochała, nie odwzajemni jej miłości, pozostawiając po sobie tylko przykre wspomnienia i gorycz. Była przerażona, bo marzenie o miłości, które pielęgnowała od kilkunastu lat, miało spełnić się tylko w połowie, nie dając jej szczęścia, które tak bardzo chciała osiągnąć.
Więc kiedy stała w rzęsistym deszczu, czując, jak jej mokre ubrania przyklejają się do skóry i słysząc tych kilka słów, które wypowiadał blondyn, nie mogła uwierzyć, że właśnie w tym momencie spełnia się życzenie jedenastoletniej dziewczynki. Spełniało się, na parkingu londyńskiego supermarketu, w strugach deszczu i z jej czarnymi od tuszu do rzęs policzkami.
I gdy patrzyła w jego błękitno–szare oczy, które ze skupieniem obserwowały jej reakcję, poczuła spokój.
– Żałujesz tego? – zapytała, na co on uniósł brwi. – Żałujesz, że się we mnie zakochałeś?
– Nie mógłbym – odpowiedział, dotykając jej policzka. Przejechał kciukiem po mokrej smudze tuszu pod jej oczami, starając się odgadnąć, o czym myśli.
– Ja też nie żałuję, że się w tobie zakochałam – szepnęła, a on w tym momencie wiedział już, że nigdy nie da jej odejść. Nie teraz, kiedy jego wszelkie obawy rozwiały się i sprawiły, że był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Oboje się bali, ale postanowili stawić czoła swoim lękom. Razem.
Wiedzieli, że miłość przynosi strach, ale sztuką jest przezwyciężać go wspólnie. A ktoś, kto mówi, że miłość nie przynosi strachu, nigdy nie był zakochany.
***
Następny tydzień był dla Hermiony jednym z najdziwniejszych, jakie dotychczas przeżyła i składało się na to kilka spraw.
Pierwszą z nich był niewątpliwie proces Notta i Rookwooda, który zakończył się dla obu wyrokiem skazującym na dożywocie w Azkabanie. Hermiona pojawiła się na ostatniej rozprawie i widząc, jak strażnicy wyprowadzają oszalałego Theodora z sali, poczuła coś na kształt żalu, wciąż mając w pamięci fakt, że przecież ten chłopak był w jej wieku.
Za to Rookwood wyszedł z pomieszczenia bez żadnych oporów, choć podtrzymywany przez aurora; zdecydowanie nie był w najlepszej kondycji i Hermiona wiedziała, że nie przeżyje długo w więzieniu. Miała jednak wrażenie, że w jego wypadku, śmierć to rzecz, której mężczyzna naprawdę pragnie.
Po procesie, zatopiła się w silnym uścisku Harry’ego, dziękując mu za wszystko co dla niej zrobił. A on, swoim ciepłym głosem, odrzekł tylko, że to był przecież obowiązek i w większości nie jego zasługa. Oczywiście Hermiona wywróciła tylko oczami na te słowa. Harry był zdecydowanie zbyt skromny.
Ministerstwo nie miało jednak czasu, by odpocząć, bo musiało jak najszybciej zająć się klanami wilkołaków, które posuwały się do coraz to śmielszych czynów. Hermiona również na swoich barkach odczuła ogrom trudów, jaki był z tym związany i została zmuszona do przeniesienia się z pracą z powrotem do biura. Na szczęście mieszkanie Malfoya znajdowało się tylko dziesięć minut od budynku Ministerstwa, więc nie miała problemów z dojazdami.
Draco także pracował za dwóch, ponieważ w Mungu ludzi ugryzionych i podejrzanych o likantropię ciągle przybywało. Dawno nie miał w szpitalu tak pracowitego okresu, co zdecydowanie odbijało się na jego stanie fizycznym; był ciągle zmęczony, mimo że wypijał kilka mocnych kaw dziennie, a jego kilkudniowy zarost przyprawiał młode pracownice szpitala o palpitacje serca.
To wszystko składało się na bardzo dziwny tydzień dla nich obojga. Praktycznie się nie widywali – Draco wracał do domu zazwyczaj w nocy (zaglądając tylko do śpiącej już Hermiony i poprawiając jej kołdrę, którą zawsze skopywała z łóżka), a ona wstawała wcześnie i jechała do biura, zostawiając mu tylko, zapakowane do pracy śniadanie.
Tych kilka ukradzionych chwil, które udało im się ze sobą spędzić, zdarzało się niespodziewanie. Jedną z nich był ranek, kiedy Hermiona zaspała do pracy i Draco ze śmiechem mógł obserwować jak biega po domu w poszukiwaniu skarpetek; inną – przerwa na lunch w ich ulubionej kawiarni. Kolejnym razem, Hermiona – wychodząc ze służbowej toalety – została zaciągnięta w pusty korytarz i wycałowana przez blondyna, który pojawił się znikąd i tak samo niespodziewanie zniknął, zostawiając ją przyciśniętą do ściany, z walącym od emocji sercem.
Nie rozmawiali o tym, co wyznali sobie przed kilkoma dniami, ale tak naprawdę w ogóle niewiele rozmawiali. To milczenie, które zapanowało między nimi, zaczynało im obojgu wadzić, jednak nie mogli nic poradzić na to, że po prostu nie mieli dla siebie czasu.
Na szczęście, Ministerstwo z każdym dniem czyniło postępy. Harry, który wrócił z urlopu jak tylko James został wypisany ze szpitala, dążył do nawiązania porozumienia z wilkołakami. Nie chciał toczyć z nimi wojny, więc razem z Kingsleyem robili wszystko, by zapobiec niepotrzebnemu rozlewowi krwi.
Gdy nadeszła niedziela, a sprawy w pracy uspokoiły się na tyle, że Hermiona nie musiała pojawiać się w biurze, postanowiła udać się do najbliższej mieszkaniu Malfoya galerii handlowej. W natłoku zajęć, zupełnie zapomniała o urodzinach Narcyzy. Nie posunęła się nawet o cal w poszukiwaniu prezentu i szczerze nie wiedziała co robić. Miała nadzieję, że gdy przejdzie się po sklepach, wypatrzy coś właściwego.
Poddała się dopiero po długiej wędrówce przez galerię, kompletnie zrezygnowana. Była zła na siebie, że mimo bliskiej relacji z mamą Draco, nie umiała wymyślić dla niej prezentu. Pamiętała, że blondyn obiecał jej możliwość podłączenia się do jego podarunku, ale nie rozmawiała z nim o tym od kilku tygodni i nie była pewna, czy on również nie utknął w martwym punkcie.
Gdy wróciła do mieszkania, padła zmęczona na swoje łóżko. Stopy bolały ją od chodzenia, spory brzuszek też zaczynał dokuczać. Coraz częściej doskwierały jej bóle pleców i nóg, a do tego czuła się po prostu ociężała.
Nie minęło kilka minut, w trakcie których Hermiona rozmasowywała sobie stopy, gdy usłyszała przekręcający się w zamku klucz, a później kroki Dracona. Tak na dobrą sprawę, nie widziała go od dwóch dni, ponieważ cały czas się mijali.
– Hermiona? – zawołał, popychając niedomknięte drzwi jej sypialni.
Uśmiechnęła się do niego, gdy wszedł do środka.
– Miałeś poranny dyżur? – spytała, związując włosy w niedbałego koka. Draco podszedł bliżej i usiadł na skraju łóżka obok niej.
– Właściwie to nie, ale wczoraj przywieźli dwóch mugoli w ciężkim stanie, więc chciałem upewnić się co z nimi. Idziesz dziś do Ministerstwa?
– Nie – powiedziała, a uśmiech wpłynął na jej usta. – Mam dziś spokojny dzień.
– A jakieś bardziej sprecyzowane plany? – Draco uniósł kącik ust i przekrzywił lekko głowę, patrząc na nią.
– Jeszcze nie. Dziś niedziela, więc moja kolej gotowania. Chciałam skoczyć po zakupy. Pytasz, bo masz jakąś propozycję? – zaśmiała się.
– Właściwie to… chciałem zabrać cię gdzieś na obiad.
Hermiona zmierzyła go wzrokiem, a on wciąż uśmiechał się łobuzersko.
– Na obiad?
– Dokładnie tak – odpowiedział. – Co ty na to, żeby spróbować randkować jak normalni ludzie?
Znów zaśmiała się cicho, dotykając jego szorstkiego policzka. Jakimś cudem znaleźli się bardzo blisko siebie. Patrzyli przez chwilę w swoje oczy, a później Hemiona wstała, przeciągając się leniwie.
– Możemy spróbować – powiedziała, a on uśmiechnął się pod nosem. Była zupełnie nieprzewidywalna.
– Wydajesz się być bardzo podekscytowana tym, że zaprosiłem cię na randkę – powiedział ironicznie, wciąż jednak śmiejąc się do siebie.
Wzruszyła ramionami.
– Po prostu mam wrażenie, że byliśmy już na niezliczonej ilość randek, Draco.
Wiedział, co miała na myśli. Wszystkie rzeczy, które razem robili, zbliżały ich do siebie dziesięć razy bardziej, niż zwykłe spotkania w restauracji.
– Wiem – stwierdził, też podnosząc się z miejsca. – Tylko po prostu raz chcę zjeść w niedzielę coś, co nie jest przesolone.
– Ej! – obruszyła się, uderzając go lekko w ramię, choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że żartuje.
A on tylko przyciągnął ją bliżej do siebie i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Gdy poczuł, jak machinalnie wplata dłonie w jego włosy, miał ochotę rzucić ją na łóżko i całować do końca świata. Otrząsnął się jednak z tych myśli, odrywając swoje usta od jej.
– Bądź gotowa na trzecią – szepnął i wycofał się w stronę drzwi. Założyła ręce na piersi i już miała usiąść z powrotem na łóżko, gdy usłyszała jeszcze:
– Granger? Ubierz się w coś ładnego.
Zaśmiała się serdecznie, czując uczucie deja vu i odkrzyknęła, że ona przecież zawsze ubiera się ładnie.
***
Wystukując palcami równy rytm utworu, który cicho wybrzmiewał w restauracji, Hermiona rozejrzała się na boki. Mimo wcześniejszych myśli, że to przecież nic takiego, czuła się dziwnie, siedząc przy stoliku razem z Malfoyem, uważnie obserwowana przez kilka znajomych par oczu.
– Nie przejmuj się tym – powiedział blondyn lekko rozbawionym tonem, patrząc na nią znad karty. – Zaraz się znudzą.
Westchnęła cicho, powracając wzrokiem do leżącego przed nią menu.
– Nienawidzę plotkarzy – mruknęła. – I ludzi wtrącających się w nie swoje sprawy.
– W takim razie jak to się stało, że pracujesz w Ministerstwie? – spytał, unosząc brwi. – To największe siedlisko plotek, jakie znam.
Spojrzała na niego i westchnęła, widząc rozbawiony wyraz na jego twarzy.
– Myślisz, że praca gdziekolwiek indziej by mnie przed tym uchroniła? – prychnęła. – Ludzi zawsze będzie interesować moje życie. W końcu jestem Hermioną Granger. To samo dotyczy ciebie.
– Nauczyłem się tym nie przejmować – wzruszył ramionami. – A ty, po wszystkim co się stało, zwłaszcza w ciągu ostatnich miesięcy, powinnaś zrobić to samo.
– Staram się – powiedziała i otworzyła usta by coś dodać, jednak w tym samym momencie podeszła do nich długowłosa kelnerka. Rzuciła zainteresowane spojrzenie w stronę blondyna, jednak gdy jej wzrok spoczął na ciążowym brzuszku Hermiony, posłała im tylko lekko skrzywiony uśmiech i poprosiła o złożenie zamówienia.
– Jak zwykle w centrum uwagi – prychnęła Hermiona, gdy dziewczyna odeszła, kołysząc ponętnie biodrami. Rozbawiony wyraz na twarzy Draco tylko się pogłębił, a ona wywróciła oczami.
– Nauczyłem się nie przejmować – powtórzył swoje wcześniejsze słowa, szczerząc się w jej stronę.
Hermiona uniosła brwi.
– Nie musisz przede mną udawać, że tego nie lubisz – powiedziała, wywracając oczami po raz kolejny.
– Kiedyś lubiłem – przyznał, z dziwnym błyskiem w oku. – Ale teraz zupełnie mi na tym nie zależy. Jest tylko jedna kobieta, której pożądanie mnie sprawia mi przyjemność.
Hermiona odwróciła wzrok, słysząc te słowa, ale na jej ustach błąkał się delikatny uśmiech. Draco zaśmiał się cicho, by potem sprowadzić rozmowę na inne tory.
Do czasu przyniesienia przez kelnerkę ich zamówień, dyskutowali o ślubie Blaise’a i Pansy. Jego termin zbliżał się nieubłaganie, tak samo zresztą jak poród Hermiony. Już za miesiąc ich przyjaciele mieli stanąć na ślubnym kobiercu, a tylko kilka tygodni później oczekiwali rozwiązania ciąży.
Oboje zgodzili się, że sprezentują im wycieczkę do któregoś z ciepłych krajów. Blaise przyznał się Hermionie kilka dni wcześniej, że nie planują z Pansy brać urlopu na podróż poślubną i najprawdopodobniej odbiją sobie to dopiero w wakacje. Ani ona, ani Draco, nie zamierzali do tego dopuścić.
Gdy skończyli jeść, stwierdzili, że dobrze zrobi im spacer. Blondyn zapłacił za obiad, wysyłając jej tylko spojrzenie typu nawet–o–tym–nie–myśl, widząc, że już otwiera usta, by zacząć się z nim spierać.
W Londynie czuć było wiosnę. Mimo że angielski klimat nigdy nie rozpieszczał mieszkańców, to jednak kwiecień przywitał wszystkich mile przygrzewającym słońcem.
– Prawie bym zapomniała – powiedziała Hermiona, gdy weszli do pobliskiego parku. – Twoja mama ma urodziny za dwa dni, a ja kompletnie nie mam dla niej prezentu. Błagam, powiedz, że coś wymyśliłeś.
– Och, ja też zapomniałem ci o tym powiedzieć. Mam coś od naszej dwójki. Myślę, że jej się spodoba.
Rzuciła mu pytające spojrzenie, a on ruszył w stronę pobliskiej ławki. Usiadł i poklepał miejsce koło siebie.
– Pomyślałem, że damy jej album. Pierwsze zdjęcie już tam jest. No wiesz, USG Caleba. W miarę jak będzie rósł i będziemy robić mu zdjęcia, one się tam po prostu pojawią.
W ciągu ciąży, Draco tyle razy zaskakiwał ją w takich sytuacjach, że może nie powinna się już dziwić. Mimo to, wciąż zdumiewało ją jego podejście do jeszcze nienarodzonego dziecka. Jednak najbardziej nie umiała pojąć, jak mógł traktować takie rzeczy w sposób zupełnie normalny i naturalny, jakby nie było to nic wielkiego. Dla niej, zdecydowanie to takie było.
Usiadła obok niego, delikatnie kładąc głowę na jego ramieniu. Objął ją, czując, że drży od chłodu, który dawał cień drzew.
– Wciąż mnie zaskakujesz, wiesz? Czasami myślę, że cię rozgryzłam, ale potem robisz coś takiego i nie jestem już tego taka pewna.
Uśmiechnął się do siebie i splótł ze sobą ich palce.
– To samo mogę powiedzieć o tobie.
Milczeli przez moment, ale po chwili Draco wstał, wyciągając w jej stronę dłoń.
– Robi się zimno, lepiej wracajmy – stwierdził. Skinęła głową i podniosła się, chwytając jego rękę.
Nie puścił jej do momentu, gdy weszli do swojego mieszkania.
***
Harry lubił robić zakupy po mugolskiej stronie Londynu, z dala od ciekawskich oczu, obserwujących z uwagą, jakie produkty wkłada do koszyka.
Z tego co wiedział, większość jego szkolnych kolegów coraz częściej korzystała z mugolskich sklepów, które nie dość, że zapewniały prywatność, to również po prostu większy wybór produktów. Stare nawyki czarodziejów, najczęściej polegające na kupowaniu produktów na straganach przy Pokątnej, odchodziły w niepamięć.
Patrząc, jak Ginny wkłada do wózka paczkę chrupek dla Jamesa, a jego syn spogląda na nią maślanymi oczami w nadziei, że dostanie jeszcze cukierki, uśmiechnął się do siebie.
– Będziesz gruby, James. Chcesz być gruby?
Chłopiec spojrzał na swojego tatę z przerażeniem w oczach, a Ginny rzuciła Harry’emu karcące spojrzenie.
– Jedzenie słodyczy nie jest zdrowe, przecież tyle razy ci to powtarzamy – zwróciła się do syna. – Chrupki albo cukierki. Musisz wybrać.
Po chwili zastanowienia, James wybrał cukierki i pociągnął swoją mamę za rękaw, kierując się w stronę stoiska ze słodyczami.
Harry rzucił żonie rozbawione spojrzenie, a później odwrócił się, słysząc znajomy głos.
– Harry Potter robiący zakupy spożywcze, możemy zrobić zdjęcie? – Blaise Zabini podszedł w jego kierunku, ciągnąc ze sobą wyraźnie niezadowoloną Pansy.
– Jak dziecko – wywróciła oczami, jednak posłała Harry’emu uroczy uśmiech.
– Widzimy się tutaj ostatnio coraz częściej, czyżby Ginny chodziła ciągle głodna? – wyszczerzył się w jego stronę czarnoskóry, a jego towarzyszka tylko westchnęła ze zrezygnowaniem.
– Raczej James – odpowiedział rozbawiony Harry. – Gdy masz dziecko, musisz latać do najbliższego sklepu za każdym razem, gdy zabraknie jego ulubionych płatków, albo dostaje porannej histerii. Bardziej ciekawi mnie, co ty robisz tu tak często.
– Ja z tego samego powodu, co ty, tylko u mnie chodzi o Pansy.
Harry zaśmiał się, gdy ciemnowłosa dziewczyna uderzyła swojego narzeczonego niewielką piąstką, a on wydał z siebie cichy jęk.
– Pansy, Blaise! – do ich trójki podeszła Ginny z Jamesem na rękach, który był zbyt zaaferowany trzymaną w ręką torebką cukierków, by zwrócić uwagę na to, co się dzieje.
– Pani Potter – powiedział Blaise, kłaniając się teatralnie, na co ona zaśmiała się i przewróciła oczami, by od razu wdać się w szybką rozmowę z Pansy o kwiatach na ślub.
– Współczuję ci, stary – mruknął Harry. – Pamiętam tę nerwówkę i ciągłe gadanie o weselu. Można zwariować.
– Nawet mi nie mów – westchnął cicho.
– James trzyma się dobrze? – spytała Pansy, uśmiechając się w stronę młodego Pottera.
– Coraz lepiej – odparła Ginny. – Ma taki apetyt, że nie nadążam z gotowaniem, a to podobno najpewniejsza oznaka powrotu do zdrowia.
Przez następne kilka minut toczyli leniwą rozmowę na temat ilości pracy, jaką każdy z nich teraz ma i skierowali się wspólnie do kasy. Gdy wyszli na świeże powietrze, poraziło ich słońce i wszyscy zmrużyli oczy.
Blaise jęknął i już miał odwracać się w drugą stronę, co zrobili od razu pozostali, jednak coś przykuło jego uwagę.
– Czy to… Hermiona i Draco?
Jak na komendę, wszyscy odwrócili się we wskazywanym przez niego kierunku. Chodnikiem po drugiej stronie ulicy przechadzali się ich roześmiani przyjaciele, bynajmniej nie zwracając uwagi na nic poza sobą.
– Czy to słońce powoduje halucynacje, czy oni naprawdę trzymają się za ręce? – spytała Ginny, wypowiadając na głos to, co myślał każdy z nich.
– Nie wierzę – powiedział cicho Blaise. – No nareszcie!
– Ciekawe kiedy nam się przyznają – zaśmiała się Pansy.
– Znając ich, nigdy – odpowiedział jej Harry, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Po jeszcze kilku minutach rozmowy, obie pary udały się w swoją stronę, ale cała czwórka nie umiała wygnać z głowy zwycięskiej myśli, że w końcu stało się coś, na co od dawna czekali.
***
Kolejne dwa tygodnie minęły zanim ktokolwiek zdążył się obejrzeć. W Ministerstwie ciągle wrzało niczym w ulu, ale na szczęście aurorom udało się dojść do porozumienia z wilkołakami. Sprawy miały się coraz lepiej.
Także dla Hermiony i Draco, ten czas był przełomowy. Zbliżali się do siebie coraz bardziej, kradnąc wspólne chwile mimo nawału pracy. Choć nie wyznali sobie miłości po raz drugi, to ich rozmowy często kończyły się bardzo dwuznacznie i oboje wiedzieli, co to oznacza.
Nie domyślali się jednak, w czym tkwią. Choć dla ich przyjaciół oczywistym stało się, że są w związku (mimo że tak naprawdę nigdy nic im nie powiedzieli), to oni sami nie chcieli tego w żaden sposób definiować. Pojęcie chłopaka i dziewczyny wydawało im się zbyt trywialne jak na relację, która ich łączyła.
Narcyzę wzruszył do łez prezent, jaki dostała od nich na urodziny i chociaż nie poruszała tego tematu, widziała zmianę, która zaszła w zachowaniu obojga wobec siebie, co cieszyło ją najbardziej.
Tak naprawdę, trudno było nie zauważyć tych ciągłych ukradkowych spojrzeń, cichych rozmów między sobą i powstrzymywanych z trudem uśmiechów. To właśnie te niewielkie gesty, zamiast podniosłych słów, tworzyły ich relację.
Mimo cichego sprzeciwu Draco, Hermiona coraz bardziej zbliżała się także do Rona. Po wypadku Jamesa, po którym oboje jako jego rodzice chrzestni, wspierali siebie i Potterów, spotykali się częściej. Ich spotkania stały się też bardziej naturalne, i nawet Malfoy stwierdził, mimo swojej niechęci do rudzielca, że w dużej mierze to dzięki Hermionie i jej przebaczeniu, Ron tak szybko wrócił do pełni sił.
Pierwszy raz od dłuższego czasu zawitała także w Norze, gdzie została zaproszona na niedzielny obiad. Państwo Weasley jak zawsze powitali ją ciepło w swoim domu, a Molly zasypała ją domowymi poradami, które mogłyby jej się przydać w końcówce ciąży i już po porodzie.
Za to jej ciotka od strony mamy – Natalie – z którą utrzymywała dobre kontakty, wysłała jej pocztą dużą kołyskę dla malucha. Wprawdzie ciągle leżała nierozpakowana i nieskręcona w pudle (Draco zarzekał się, że zamierza się z tym zmierzyć, choć niespecjalnie spieszył się ze spełnieniem obietnicy), ale Hermiona cieszyła się niezmiernie, że jej rodzina o niej nie zapomniała.
Wszystko się powoli układało i tym razem miała przeczucie, że naprawdę może być w końcu dobrze. Po raz pierwszy od wielu dni szczęście po prostu ją rozpierało, a przyszłość wcale nie wydawała się być taka straszna.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
CZEŚĆ I CZOŁEM!
Informacja numer 1:
DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERDUSZKA ZA ŻYCZENIA POWODZENIA NA EGZAMINIE. Ja też trzymałam za Was wszystkich kciuki! Poszło mi... całkiem dobrze, ale zawaliłam matmę! Za to wszyscy narzekali na część przyrodniczą, a jak tak sobie liczyłam, to mam z niej prawie 90% :)
Informacja numer 2:
Zostały nam jeszcze trzy rozdziały + epilog do końca opowiadania. Jak wiecie, epilog już jest napisany, teraz tylko co jakiś czas go poprawiam i dopieszczam. 26 rozdział pojawi się w na pewno jeszcze w maju, bo mam już połowę, nie bójcie się :)
Informacja nr 3:
Czy tylko ja nie umiem doczekać się porodu Hermiony? Hah, coraz bardziej chcę już to napisać. A że mam teraz więcej czasu, to pewnie skończę bloga na początku wakacji!
Informacja nr 4:
Ten rozdział to trochę przejściówka, ale rzeczy, które się dzieją, są potrzebne i ważne. Dużo fluffu, wiem, ale to opowiadanie takie jest i zawsze miało być :D
Uwielbiam Was i dziękuję za wsparcie z całego serca. I jak zawsze - ukłony w stronę Patronuski, jesteś najlepszą betą na kuli ziemskiej!
Do napisania :)
Pierwsza? :)
OdpowiedzUsuńGenialny jak cała reszta. Na końcu miałam taki zaciesz na twarzy, bo chyba każdego cieszy szczęście ^-^
Super, że Ci dobrze poszło. A majcą się nie kłopocz - najważniejsze jest dodawanie i odejmowanie :D
Besos:)))^^
Poza tym to zdjęcie *-*♡♡
UsuńNie możesz mi tego zrobić. Nie zgadzam się, to nie może zbliżać się do końca.
OdpowiedzUsuńA jeśli już chcesz tak chcesz to mam pytanie, będziesz pisać inne opowiadanie? Autorskie a może znowu ff? Bo jeśli tak to wiedz, że całe przeczytam ^^
Życzę weny i pozdrawiam.
tajemnicenokturnu.blogspot.com
Aaa, też nie mogę się doczekać porodu. W sumie czuję się tak trochę, jakbym ja rodziła-po raz trzeci :P rozdział faktycznie przejściowy, wionący spokojem, ale to jest piękne. Po tym wszystkim co przeszli, należy się! Mnie ciekawi ślub Blaise'a i Pansy oraz reakcja Narcyzy na pójście po rozum do głowy jej syna :D proszę napisz coś o Pani i Panu Lorde! Jak zawsze była to przyjemność czytać rozdział zaraz po "Bogu" :D buziaki i czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały 😍
OdpowiedzUsuńGenialne! 😊 Z taką niecierpliwością czekałam na rozdział i w końcu się doczekałam! 😍 Rozdział oczywiście ciekawy - nic dodać, nic ująć. Wręcz idealny. Szkoda tylko, że to już prawie koniec (buuuu 😓), ale cóż... Czekamy na kolejny i życzę weny przy okazji. Pozdrawiam ❤
OdpowiedzUsuńCudowny prezent sprawiłaś mi dzisiaj publikując nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńNie wiem, czemu ale mam wrażenie, że ta sielanka zostanie przerwana - albo coś stanie się z Hermioną przy porodzie - albo może Draco zostanie zaatakowany przez wilkołaki?
Mam takie wrażenie i ciekawa jestem, czy intuicja dobrze mi podpowiada.
Uroczy, wspaniały i cudowny. Tak mogę powiedzieć w skrócie. Draco i Hermiona są po prostu idealni... I chociaż ciężko mnie zachwycić, to tu jestem zachwycona.
Jedynie co mogę od siebie podpowiedzieć - pod koniec ciąży, przy większym już brzuszku, nie da rady samej sobie rozmasować stóp. Ale uznajmy, że w tym momencie panna Granger jeszcze dawała radę. ;)
Pozdrawiam, życząc czasu i weny!
Bardzo fajny rozdział :) Czytając go, cały czas się uśmiechałam. Szczególnie przy momentach Draco i Hermiony. Oni są tacy uroczy *.* Ja też nie mogę się doczekać porodu :D Już sobie wyobrażam z jakim zaangażowaniem Draco będzie ją uspokajał :D
OdpowiedzUsuńOczywiście czekam na ciąg dalszy i życzę weny :)
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Podobał mi się ten rozdział. Hermioa i Draco są idealni. Nie mogę uwierzyć, że opowiadanie dobiega końca, ale mam nadzieję, że jeszcze będziesz coś pisać.
OdpowiedzUsuńSama nie mogę się doczekać finału i jak to wszystko się zakończy. Mam tylko nadzieję, że ta sielanka nie zostanie nagle przerwana!
Pozdrawiam! :)
Feel like prey...
Super rozdział i fajnie że im się układa
OdpowiedzUsuńCzekam na next
Super rozdział. Nie mogę doczekać się kolejnego.
OdpowiedzUsuńooooo jak słodko :3 Super i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCudownie, że dodałaś nowy rozdział! Z egzaminów twoich też się cieszę, fajnie słyszeć, że coś komuś wychodzi. ;) Na poród Hermiony też czekam z utęsknieniem. Dużo słodyczy, ale pasuje tu dobrze. Może Draco jest trochę za bardzo słodki, ale można to łatwo wytłumaczyć. :) Czekam na następny rozdział i nie mogę się doczekać końca *Lubię to opowiadanie, a koniec doda mu pełności i w ogóle jestem ciekawa rozwiązania* ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
DP
PS. Proszę o wybaczenie tych dziwnych konstrukcji zdań i wypowiedzi, to zmęczenie.
UsuńPS. Proszę o wybaczenie tych dziwnych konstrukcji zdań i wypowiedzi, to zmęczenie.
UsuńUwielbiam twojego bloga i to opowiadanie <3 szkoda, że już zbliża się ku końcowi... Mam nadzieję, zdjęcie planujesz jakieś następne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńRozdział bez fajerwerków, spokojny, przyjemny do poczytania. Takie wyciszenie i uspokojenie przed wydarzeniami wielkiej wagi, jakimi jawią się ślub Pansy i Blaise'a, a zaraz potem spodziewany poród Hermiony. Miło się przed oczami przesuwały sceny wspólnego wyjścia na posiłek, na spacer. Dobrze, że mimo nawału obowiązków, Hermiona i Draco mogą po prostu pobyć z sobą. Teraz już bardziej na luzie, bo wiedzą, co ich łączy.
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że chętnie widziałabym "Hermiona" zamiast "Granger", no i w ogóle mogliby się do siebie trochę częściej zwracać po imieniu, bo ich rozmowy są jakieś takie bezosobowe, nawet teraz. Oczywiście w oczy ukłuła mnie wzmianka kolejna o bliskości z Ronaldem, co mnie drażni nieustannie, ale generalnie taki spokojny, relaksujący czas na poznanie się lepiej, na zawiązanie bardziej osobistych więzi, był im bardzo potrzebny.
W oczekiwaniu na towarzyskie rewelacje sezonu pozdrawiam.
Margot.
Kocham ❤❤❤
OdpowiedzUsuńDawny Wesoły Kostek 🌺
Prawdę powiedziawszy kocham takie przejściówki równie mocno, co rozdziały pełne akcji. Również doceniam ich ważną rolę, jaką jest uzupełnienie akcji i uczynienie jej spójną. Ale może już o samej treści. Jak słodko <3 Aż się miło czyta o naszej parce. Ich znajomość nie straciła charakteru, a jednak zmieniło się dużo. Zżera mnie ciekawość, jak to będzie już po urodzeniu Caleba.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Pierwszy fragment był piękny. Naprawdę piękny i czytałam go ze wstrzymanym oddechem. Szczególnie zrobiło na mnie wrażenie ostatnie zdanie (cytat?), które przecież znajduje się u Ciebie na belce. Może to dziwnie zabrzmi, ale to uświadomiło mi, że opowiadanie faktycznie zbliża się ku końcowi.
OdpowiedzUsuńSpodobał mi się tekst Draco o tym, żeby spróbowali randkować jak normalni ludzie. Swoją drogą opisujesz to wszystko tak naturalnie: to, że nie mieli dla siebie czasu, że udało im się skraść te dwie chwile, potem o prezencie dla Narcyzy i zaproszeniu Hermiony na obiad, a odpowiedź Granger (oby niedługo!), że ma wrażenie, że byli na niezliczonej ilości randek, sprawiła, że zaczęłam przypominać sobie ich wspólne momenty, np. jak Hermiona słuchała, o ile dobrze pamiętam, „The Wall” Floydów (to chyba najbardziej zapamiętałam przez to, że sama uwielbiam tę płytę), a Malfoy powiedział, że to klasyka albo jak podarował jej płytę Stonesów, a nawet jak zwymiotowała na jego koszulę.
I miałaś rację, rozdział pełen fluffu, może było trochę zbyt kolorowo, ale czytało się to świetnie. Momentami nie mogłam przestać się uśmiechać! Na przykład fragment w super markecie i ten późniejszy na parkingu. Plus ja też strasznie nie mogę doczekać się porodu, reakcji Draco, i tak sobie myślę, że pasuje mi tu taka jedna z typowych scen z filmów, kiedy to ojciec prosi matkę o rękę na porodówce, ale to tylko just saying!
Naprawdę uwielbiam Twoje opowiadanie i z jednej strony żałuję, że to już koniec, ale z drugiej – nie mogę się doczekać kolejnego, o którym kiedyś już wspominałaś, i nowego pomysłu. Wierzę, że będzie równie dobry, co ten. Na pewno!
Co do egzaminów, to mam nadzieję na 70% z przyrodniczych, bo nie poszło mi tak źle (tak mi się wydaje…), a matematyka była rewelacyjna! Dosłownie po zobaczeniu zadań otwartych nie mogłam przestać się uśmiechać, taka byłam zadowolona, a rozwiązanie ich zajęło mi około piętnastu minut. Spodziewałam się najgorszego, a naprawdę mi ulżyło. Zrobiłam tylko dwa głupie błędy w zamkniętych, których żałuję, bo mieć 92% a 100%. :| BTW dla Ciebie też historia była łatwa? Wszyscy mówią, że trudna, a ja miałam wszystkie zadania dobrze, tylko z wosu jedno miałam źle. Teraz tylko czekać na wyniki, no i ta przeklęta rekrutacja, która trochę mnie przerażą…
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZnalazłam kilka małych niedociągnięć i stwierdziłam, że wypiszę Ci je tutaj, bo na pewno będziesz chciała o nich wiedzieć.
UsuńPS Wklejam jeszcze raz, bo wcześniej wyszło to jakoś chaotycznie.
„Miłość, której sobie życzyła, również nadeszła, nie pytając jej o zdanie, ani pozwolenie” – zbędny przecinek po „zdanie”.
„błekitno–szare” – tu powinien być akurat łącznik, nie półpauza.
„Następny tydzień był dla Hermiony jednym z najdziwniejszym, jakie dotychczas przeżyła i składało się na to kilka spraw” – przecinek po „przeżyła”.
„Miała jednak wrażenie, że w jego wypadku, śmierć to rzecz, której mężczyzna naprawdę pragnie” – zbędny przecinek po „wypadku”.
„Po procesie, zatopiła się w silnym uścisku Harry'ego, dziękując mu za wszystko co dla niej zrobił” – zbędny przecinek po „procesie” i przecinek po „wszystko”.
„Hermiona również na swoich barkach odczuła ogrom trudów, jaki był z tym związany i została zmuszona do przeniesienia się z pracą z powrotem do biura” – przecinek po „związany”.
„Jedną z nich był ranek, kiedy Hermiona zaspała do pracy i Draco ze śmiechem mógł obserwować jak biega po domu w poszukiwaniu skarpetek; inną – przerwa na lunch w ich ulubionej kawiarni” – przecinek po „obserwować”.
„Na szczęście, Ministerstwo z każdym dniem czyniło postępy” – zbędny przecinek po „szczęście” i „ministerstwo” małą literą.
„W natłoku zajęć, zupełnie zapomniała o urodzinach Narcyzy” – zbędny przecinek po „zajęć”.
„Pytasz, bo masz jakąś propozycję? – zaśmiała się” – „zaśmiała” wielką literą.
„Zaśmiała się serdecznie, czując uczucie deja vu i odkrzyknęła, że ona przecież zawsze ubiera się ładnie” – przecinek po „deja vu”.
„Do czasu przyniesienia przez kelnerkę ich zamówień, dyskutowali o ślubie Blaise’a i Pansy” – zbędny przecinek po „zamówień”.
„nawet–o–tym–nie–myśl” – znowu powinny być łączniki, zamiast półpauz.
„W ciągu ciąży, Draco tyle razy zaskakiwał ją w takich sytuacjach, że może nie powinna się już dziwić” – zbędny przecinek po „ciąży”.
„Mimo to, wciąż zdumiewało ją jego podejście do jeszcze nienarodzonego dziecka” – zbędny przecinek po „to”.
„Po chwili zastanowienia, James wybrał cukierki i pociągnął swoją mamę za rękaw, kierując się w stronę stoiska ze słodyczami” – zbędny przecinek po „zastanowienia”.
„– Pansy, Blaise! – do ich trójki podeszła Ginny z Jamesem na rękach, który był zbyt zaaferowany trzymaną w ręką torebką cukierków, by zwrócić uwagę na to, co się dzieje” – „do” napisane wielką literą.
„Przez następne kilka minut toczyli leniwą rozmowę na temat ilości pracy, jaką każdy z nich teraz ma i skierowali się wspólnie do kasy” – przecinek po „ma”.
„Także dla Hermiony i Draco, ten czas był przełomowy” – zbędny przecinek po „Draco”.
„Narcyzę wzruszył do łez prezent, jaki dostała od nich na urodziny i chociaż nie poruszała tego tematu, widziała zmianę, która zaszła w zachowaniu obojga wobec siebie, co cieszyło ją najbardziej” – przecinek po „urodziny”.
Rozdział jak zwykle świetny. Jestem tego samego zdania co ich przyjaciele, że najwyższy czas. Mnie też pomysł Dracona się spodobał. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLa Catrina
Rozdział jak zwykle świetny. Jestem tego samego zdania co ich przyjaciele, że najwyższy czas. Mnie też pomysł Dracona się spodobał. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLa Catrina
Boże kocham twoje opowiadanie same relacje Draco i Hermiony są świetne przedstawione, mam tylko nadzieję że happy end się pojawi. Rozdział świetny no nareszcie powiedzieli to sobie 😃
OdpowiedzUsuń